Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2015

Dom pod Sową - dla nas SUPER.

Tym, którzy od kilku dni rozpowiadają, że kończy się lato i wakacje (w radio nagminnie o tym słyszę), oznajmiam: może wam się kończy ale nam wszystko trwa w najlepsze - cudowny urlop, wspaniała pogoda - nie chcemy słuchać o schyłkach, końcówkach i jesieniach! Złota pani przychodzi dopiero 23 września, więc sory.  ... Ja i Jacek podczas odbywania letnich wojaży autem, słuchamy w Jedynce  Lata z Radiem.  Cieszy nas, że ta audycja jeszcze istnieje. Ci, którym kręci się łezka w oku na dźwięk Polki Dziadek , bo kojarzy im się z czasami, gdy wszystko było lepsze, piękniejsze, mówię TAK, wciąż można tego słuchać! Żeśmy zaczęli otaczać się wielością innego, bo naniosło nam trochę tego szmelcu wraz z podmuchem zmian i zapomnieliśmy, nasza to wina i strata. Teraz odkryliśmy stare na nowo, więc może jeszcze będą z nas ludzie, daj nam Boże.  ... Dziś zostaliśmy w Domu pod Sową  i nie zamierzaliśmy się z niego ruszać. Jest upał, cisza i spokój. Uwielbiam to Sowie n icsięniedzieje. St

Parowóz.

Przybyliśmy na stację SZKLARSKA PORĘBA GÓRNA, gdzie mieliśmy wsiąść do pociągu nie byle jakiego, ciągniętego przez najprawdziwszą lokomotywę parową. Stara ciuchcia długo kazała na siebie czekać, spóźniła się aż dwie godziny. Biedaczka jechała trzy razy wolniej niż zaplanowano. Niecierpliwa część podróżnych oddała bilety rezygnując z wycieczki. Nie my, o nie. Upał, tłum, hałasujące dzieci, nuda, stacyjno archaiczno paskudny kibelek, wszystko to znieśliśmy dla niej dzielnie. Wreszcie pojawiła się dysząc, kopcąc i gwiżdżąc na powitanie. Zanim wyruszyła w dalszą podróż, strażacy napełniali ją zapasem wody a ludzie oblegli focąc. Budziła zainteresowanie podobne gwieździe filmowej pozującej na czerwonym dywanie.  Nie jechaliśmy długo, około pół godziny do Piechowic a siedzieliśmy w ostatnim wagonie. Mimo, że znaczki w wagonach tego zakazują, całą drogę wychylaliśmy się przez okno, by na zakrętach, gdy tylko było widać lokomotywę, móc cieszyć się jej widokiem. Na postoju w Piechowicach nas

Jakuby po polsku i po niemiecku.

Niemieckie Görlitz i jego polska kontynuacja Zgorzelec, właśnie obchodzą Jakuby. Jest to święto starego miasta nazwane od imienia słynnego średniowiecznego filozofa, który tu mieszkał i działał. Kiedy 2 lata temu mieliśmy okazję uczestniczyć w festynie, poraził nas kontrast między tym co oferowano po naszej stronie granicy, czyli kilka nijakich budek z nijakimi towarami, które można nabyć na każdym odpuście, a tym co działo się po sąsiedzku za rzeką, czyli mieszkańcy przebrani w starodawne stroje, stylizowane stragany, przedstawienia, wesołe miasteczko. Wobec takich atrakcji patriotyzm pochowaliśmy w kieszenie i spędzaliśmy czas głównie u Niemców. Dziś przyznaję, że trochę się u nas poprawiło, widziałam więcej pięknego rękodzieła, atrakcji nawiązujących do starych dziejów a kramiki mimo, że jednakowe, wyglądały lepiej, były drewniane i ciągnęły się ulicą daleko, daleko, co zaowocowało nieprzebraną rzeką tłumu. Wśród wystawców znalazła się nasza gospodyni " Domu pod Sową ",

Brak solidarności.

Reszta ekipy pojechała do Czech zwiedzać zamek Sychrow, a ja wykazując się kompletnym brakiem solidarności zostałam sama w " Domu pod Sową ". Nikt nie próbował przekonywać mnie, że jednak powinnam uczestniczyć w wycieczce. He, he, myślicie, że nie nalegali, bo mnie nie lubią? :-D W każdym razie Jacek chyba jednak lubi, zrobił dla mnie mnóstwo zdjęć z zamku a w Bogatyni, do której specjalnie pojechali na posiłek do Domu Zegarmistrza ---> KLIK <---, zamówił dla mnie pyszny obiad z deserem na wynos <3 Dzięki Jackowi - z djęcia zamku Sychrow w Czechach. Wybudowany w XV wieku, potem wielokrotnie przebudowywany, dziś  z neogotyckim wystrojem i wyposażeniem. Wspaniale zachowany.    Podczas podróży widać było szczyt Ještěd, na który ja i Jacek wjechaliśmy w sezonie 2013 --> KLIK <--

Zbliżenia.

Regenerowaliśmy siły po wczorajszym maratonie górskim. "Dom pod Sową" świetnie się do tego nadaje i w ogóle On ma w sobie coś takiego... wystarczy, że na niego spojrzę i już czuję się lepiej. Może to za sprawą jego solidnych, kamiennych murów, które stoją od 190 lat, dają poczucie trwałości, oparcia, spokoju. Więc dzisiaj nie ruszaliśmy się z miejsca. Wieczorem oblatywaliśmy drona, a przyglądał się temu księżyc, który w ostatnich dniach przyjmuje spore rozmiary. Zbliżył się do ziemi bardziej niż zwykle, jakby postanowił przyjrzeć się nam dokładniej. Vice versa, bo chwyciłam za aparat i błyskałam mu fleszem prosto w buzię. Nasza błękitną planetę od srebrnego globu dzielą setki tysięcy kilometrów, jeśli światełko wysyłane przez mój aparat miało by do niego dotrzeć, zrobiło by to w czasie rzeczywistym, w jakim pokazuje symulacja poniżej. Niesamowite... Symulacja czasu jakiego potrzebuje swiatło by przebyć drogę z Ziemi do Księżyca. źrodlo: https://commons.wikimedia.