Odchylam firankę, spoglądam przez okno na mój 19 letni samochód, starając się wymienić wszystko co mu dolega.
- Trzeba regularnie sprawdzać ciśnienie w oponach...
- Uchodzi? - zapytał mężczyzna nie odrywając wzroku od umowy kupna-sprzedaży pojazdu, którą spisywał.
- Tak... i żarówka wypada z tylnej lampy, mechanicy ułamali zawias i wypada.... i lepiej nie używać zapalniczki, bo robi się spięcie i potem nie można korzystać z prądu.
Kiedyś, nieświadoma tej zależności wybrałam się w podróż z GPS-em, któremu w połowie drogi padła bateria bo nie ładowała się z gniazda zapalniczki. GPS wyłączył się i zabłądziłam w środku zimy, nocy, śnieżycy tam, gdzie nie było znaków drogowych do miejscowości, które znam i zamiast o godzinie 23, byłam na miejscu o 2 w nocy. Od tamtego czasu nigdy nie wyciągałam papierowej mapy ze schowka.
Kiedyś, nieświadoma tej zależności wybrałam się w podróż z GPS-em, któremu w połowie drogi padła bateria bo nie ładowała się z gniazda zapalniczki. GPS wyłączył się i zabłądziłam w środku zimy, nocy, śnieżycy tam, gdzie nie było znaków drogowych do miejscowości, które znam i zamiast o godzinie 23, byłam na miejscu o 2 w nocy. Od tamtego czasu nigdy nie wyciągałam papierowej mapy ze schowka.
- Jeszcze po skorzystaniu z myjni, bardzo parują szyby w środku - dorzuciłam.
- Tu proszę podpisać - pośrednik przerwał mi litanię dolegliwości.
Wyszliśmy na zewnątrz, zdjęłam małego, pluszowego diabełka z klucza, którego oddałam nowemu właścicielowi. Wsiadł do auta, wjechał nim na przygotowaną lawetę. Dotarło do mnie, że to już i zrobiło mi się przykro, zupełnie jakbym żegnała przyjaciela. Gdy pasami był mocowany do lawety, pogłaskałam go w miejscu, gdzie kiedyś wgniótł się wpadając do głębokiego rowu, bo nie wyprowadziłam go z poślizgu (też w środku nocy i zimy).
- Zimą trzeba go odpalać na benzynie i dopiero po 5 km przełączać na gaz, wcześniej nie, bo zgaśnie, sam się nie przełączy, trzeba ręcznie - przypomniało mi się, żeby to jeszcze powiedzieć.
Mężczyzna skończył mocowanie, uśmiechnął się, podał rękę na pożegnanie, życzył szczęśliwego nowego roku.
- Dziękuję, nawzajem - odpowiedziałam.
Patrzyłam jak powoli odjeżdżają.
- STRZAŁA... i nazywa się STRZAŁA proszę pana! - wołałam w myślach do znikającego za zakrętem handlarza.
Poleciała mi łza.
To było moje pierwsze auto, przez 5 lat pokonało ze mną 77 tysięcy kilometrów.
Podróż do domu na Święta okazała się być naszą ostatnią.
Pewnie będą następne samochody, ale żadne już nie będą pierwsze.
ania%
Komentarze
Prześlij komentarz