Z autopsji wiem, że trud przedświątecznych przygotowań potrafi być ciężarem niełatwym do udźwignięcia, wtedy pojawia się zmęczenie i irytacja. W konsekwencji Święta stresują zamiast cieszyć. Tym razem postanowiłam nie dać się zwariować. Okien nie umyłam hi, hi... szybko robi się ciemno więc nie widać, że są brudne. Choinki nie ubrałam, gałązka świerku w wazonie wymaga mniej zachodu a też cieszy oko. Kolację wigilijną przygotowałam tak, że Bogu chyba się podobało, czyli skromnie. Upichciłam gar zupy pomarańczowej (cudownie pachniało), pierogi wcześniej ulepione przez Mamuśkę tylko wyjęłam z zamrażarki i pogotowałam kilka minut, makiełki są niezwykle łatwą i szybką do przygotowania potrawą, marynowane grzybki wystarczyło wyjąć ze słoika a karpia Jacek z radością usmażył sobie sam. Było pysznie, najedliśmy się do syta, do szczęścia nie trzeba nam było nic więcej. Cudowny, piękny wieczór.
Wesołych Świąt Kochani!
Oraz, specjalnie dla fanów misiaka:
Wigilia Vitusia ;-)
Poszłam do najlepszego sklepu rybnego w mieście, a że było to dwa dni przed Wigilią, kolejka chętnych na ryby stała długa aż na zewnątrz i spędziłam w niej 1,5 godziny. Wybrałam najpiękniejsze kawałki świeżej polędwicy z dorsza. Na zdjęciu poniżej widać je w misce, ugotowane, mięciutkie i pachnące - co nie mogło być zlekceważone przez psi nos. Vitunio skupiony najbardziej jak potrafi, pokazuje oczkami pragnienie, by miska znalazła się w zasięgu jego papuni. Wigilijna kolacja misiaka trwała niecałą minutę. A później, gdy wybiła godzina 24 zachęcaliśmy by do nas przemówił, przecież to magiczna noc pełna cudów i zgodnie z tradycją, o północy zwierzęta mówią ludzkim głosem. Ale Vituś nie chciał z nami gadać. Nic to, za rok też będziemy próbować.
Wigilijne stoły:
Komentarze
Prześlij komentarz