Przez cały dzień było pieczenie schabów, rolad, gotowanie rosołu, przygotowywanie ciast tych najlepiej mamusi wychodzących. W piwnicy chłodziły się galaretki, na stole w pokoju suszyły się wąsko pokrojone paski makaronu.
Leżałam w łóżku i przez nagromadzone emocje nie mogłam zasnąć. Przeżywałam tremą, ekscytacją i ciekawością to, co miało wydarzyć się następnego dnia. Żebym tylko dobrze uchyliła usta, niezbyt szeroko, bo to głupio wygląda i nie za wąsko. Co będę czuła potem? Rozsunie się niebo i zstąpią do mnie anioły? Uniosę się nad ziemię? Usłyszę głos Boga? Odtąd będę doroślejsza... Jaki będzie mój rower? Nie, nie, nie... nie wolno mi myśleć o prezentach, ale już pomyślałam... zgrzeszyłam?! Czy przez to powinnam się wyspowiadać przed komunią?
Czy ten dzień był ładny, słoneczny? Uleciały szczegóły, nie przywiązałam wagi do ich zapamiętania a fotografowanie w tamtych czasach nie było oczywiste. Jedynymi zdjęciami jakie mam jest jedno grupowe, zrobione zaraz po mszy ze wszystkimi komunijnymi dziewczynkami (rewia sukienek), oraz klerem w cieniu kościoła i kilka póz ze studia fotograficznego do którego uroczyście wybraliśmy się po odświętnym obiedzie z rodzicami, babciami, chrzestną... Widzę się w nysce wuja, siedzę w jej tylnej części na zwykłej drewnianej ławce, bez pasów bezpieczeństwa, na zakrętach siłuję się z prawami fizyki by z niej nie spaść. Wiem, że jedziemy się obfocić ale nie wiem czy ja jestem główną bohaterką całego zamieszania, mylą mi się wrażenia z przyjęcia własnego sakramentu z sakramentami rodzeństwa.
Rower był fajny, czerwony składak WIGRY 3, złote kolczyki i oczywiście zegarek do szpanowania.
To było dawno temu, myślałam o tym będąc dziś w tym samym kościele w którym wtedy siedziałam w przykrótkiej, białej sukience po starszej siostrze. Patrzyłam na moje komunijne dziecko chrzestne i zastanawiałam się, czy tak jak ja wtedy, boi się, że zamknie usta zbyt szybko i ugryzie księdza w palce?
...
Ponadto jestem zepsutą ciotką więc zamiast duchowego podarunku w postaci moralnych wskazówek wystrzegania się grzechów życia codziennego, medalika z Maryją czy Pisma Świętego, obiecałam tej biednej dziewczynce (biednej z racji tego, że jestem jej zepsutą ciotką, matką chrzestną), zaprojektować i przygotować pokój na poddaszu dla niej i jej siostrzyczki. Projekt poniżej, realizacja latem.
DOPISEK z przyszłości:
wykonane ---> klik <---
Komentarze
Prześlij komentarz