RZECZY KOPALNYCH
OSOBLIWIE ZDATNIEJSZYCH
SZUKANIE, POZNANIE,
I ZAZYCIE.
TOM I.
(...)
przez
X. KRZYSZTOFA KLUKA
kanonika kruswickiego, dziekana drohickiego,
proboszcza ciechanowskiego
w Warszawie, Roku 1781
Ten długi tytuł widnieje na jednej z wielu ksiąg napisanych przez księdza-przyrodnika Krzysztofa Kluka (1739-1796). Pochodził z Ciechanowca dla którego się zasłużył szerząc kulturę rolną i wiedzę o przyrodzie. Wybrano go na patrona muzeum rolnictwa tamże założonego 53 lata temu. Dzieła pióra uczonego duchownego są eksponowane w domu wikarego, jednym z 40 zabytkowych drewnianych budynków, które można zobaczyć w skansenie. Sporo, dlatego spieszącym się odradzam zwiedzanie z przewodnikiem a oblatywanie terenu samodzielnie i po wierzchu. Nam, z miłą panią opowiadającą o życiu na wsi upłynęła 3 godzinna, fascynująca podróż po przeszłości.
Wchodziliśmy do domów zaczynając od najskromniejszego, potem coraz bardziej majętnych aż po pałac hrabiów Starzeńskich. Miło było patrzeć na wystawność i bogactwo, ale najwięcej emocji towarzyszyło mi podczas wizyty w pierwszej, najuboższej chacie chłopiny, który niczego poza nią i maleńkim ogródkiem nie posiadał. Nie miał obory, stodoły, zwierząt, pola - NIC. Utrzymywał się dzięki pracy u któregoś z panów dziedziców, ewentualnie ratował się ogródkowymi ziemniakami i pasternakiem. Chatynka była jednoizbowa z klepiskiem zamiast podłogi, za stół służyła mu ława z koślawymi ryczkami, a wycinanki z papieru imitowały firanki w okach. Swoje dzieci chłop kołysał w zwykłym wiklinowym koszu, dla nich robił laleczki-grzechotki z makówek. U sufitu wieszał skromnego pająka, czyli ozdobę z bibuły i słomek świadczącą o bogactwie gospodarza, im pająk był okazalszy tym domownikom powodziło się lepiej. W kącie zorganizował ołtarzyk z krzyżykiem, nad posłaniem powiesił święte obrazy. Tak mało i skromnie że aż pięknie i wzruszająco.
Po takim przykładzie ubóstwa, patrzenie na zbytki tych, którym wiodło się lepiej i zapewne dzięki wyzyskiwaniu tych biedaczynów, w pewien sposób zniesmaczało mnie.
Wchodziliśmy do domów zaczynając od najskromniejszego, potem coraz bardziej majętnych aż po pałac hrabiów Starzeńskich. Miło było patrzeć na wystawność i bogactwo, ale najwięcej emocji towarzyszyło mi podczas wizyty w pierwszej, najuboższej chacie chłopiny, który niczego poza nią i maleńkim ogródkiem nie posiadał. Nie miał obory, stodoły, zwierząt, pola - NIC. Utrzymywał się dzięki pracy u któregoś z panów dziedziców, ewentualnie ratował się ogródkowymi ziemniakami i pasternakiem. Chatynka była jednoizbowa z klepiskiem zamiast podłogi, za stół służyła mu ława z koślawymi ryczkami, a wycinanki z papieru imitowały firanki w okach. Swoje dzieci chłop kołysał w zwykłym wiklinowym koszu, dla nich robił laleczki-grzechotki z makówek. U sufitu wieszał skromnego pająka, czyli ozdobę z bibuły i słomek świadczącą o bogactwie gospodarza, im pająk był okazalszy tym domownikom powodziło się lepiej. W kącie zorganizował ołtarzyk z krzyżykiem, nad posłaniem powiesił święte obrazy. Tak mało i skromnie że aż pięknie i wzruszająco.
Po takim przykładzie ubóstwa, patrzenie na zbytki tych, którym wiodło się lepiej i zapewne dzięki wyzyskiwaniu tych biedaczynów, w pewien sposób zniesmaczało mnie.
W tle kościółek. Tam gromadzili się mający i niemający. Aczkolwiek dla mających były przygotowane lepsze miejsca przy ołtarzu. Taki mały przykład hipokryzji bo coś mi świta, że kościół naucza o równości wszystkich we wierze.
Wnętrze chatki chłopa pańszczyźnianego.
Zagroda z gołębnikiem na drągu.
Urocza obórka.
Na palach stoi sernik czyli drewniana budka do przechowywania serów. Po to wysoko, aby za przeproszeniem nie śmierdziało na poziomie nosa.
Po lewej sławojka (ubikacja), przy chacie szlachcica. Sławoja Felicjana Składkowskiego bardzo obchodziła higiena polskich chłopów. Po rozporządzeniu z 1928 roku, o stawianiu zabudowanych ubikacji na działkach z budynkami, lubił robić wychodkowe inspekcje. Prosty lud miał z tego niezły ubaw a kibelek zaczął być nazywany jego imieniem.
Tu izba nieco bogatszego gospodarza. Na środku widać patent na okiełznanie ruchliwego berbecia.
A poniżej to już poważny wypas. Jeśli kogoś było stać na zakup zegara, to znak, że mu się przelewało.
W skansenie stoi działający młyn wodny. Wiatrowy też jest ale nie pokażę.
I są zwierzaki. Tutaj przewrotnie jedyna biała owca w stadzie szaro-czarnych.
Niesamowity konik z niebieskimi oczami. Stoi i patrzy co Ci ludzie tak patrzą.
Z tak pierzastej pupy, myślę, że stykło by na wypełnienie małego jaśka pod głowę.
Paw, puszył się jak paw.
Dworek myśliwski przeniesiony z Siemion, należący do rodziny Potockich z Rudki.
Przykładowe umeblowanie we dworku.
Komentarze
Prześlij komentarz