Poszłam z Jackiem do kina obejrzeć "Nieulotne".
Kino studyjne z celem upowszechniania kultury, więc w razie czegoś niesprzedające popcornu, chipsów, cukierków, piwa itp., żeby nie kusić. Bo człowiek jest nieobliczalny. Niby idzie karmić duszę wzniosłymi doznaniami, a postawić przed nim budkę z podgrzaną kukurydzą to zaraz przypomni mu się przyziemny żołądek i kupi kubełek do chrupania. Będzie jadł podczas seansu, ciamkał, szeleścił, rozsiewał zapach jedzenia i umknie skupienie nad filmem, będzie konsumpcja, przeżuwanie, trawienie (a po skończonym filmie mnóstwo śmieci do sprzątania). Po trzecie od tego można zginąć - kliknij.
Więc nie było jedzenia, ale zdarzyło się coś innego, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że człowiek potrafi.
Trwa film, rozgrywa się dramatyczna scena, gdy Karina po dowiedzeniu się strasznych rzeczy o swoim chłopaku - cierpi. Snuje się po mieście, myśli, widać ból egzystencji na jej twarzy, cisza na sali, co wrażliwsi widzowie cierpią razem z dziewczyną i nagle... Na widowni rozbrzmiewa dzwonek telefonu komórkowego. Widzę obracające się głowy widzów, szukające źródła profanacji sceny. Źródło nie wyłączyło telefonu, ono go odebrało! Usłyszałam za sobą głos kobiety:
- Słucham?
Zrobiła to akurat w momencie, kiedy na ekranie filmowa Karina, właśnie przyłożyła telefon do ucha i jakby w odpowiedzi tej kobiecie, powiedziała:
- Halo...
Przez salę przetoczyła się fala chichotów.
ania%
Co do samego filmu "Nieulotne", mam mieszane uczucia. Obawiam się, że ulotni mi się szybko z pamięci.
Komentarze
Prześlij komentarz