NIEDZIELA 11.08.2013
Z dumą stwierdzam, że Moje Dziecko Chrzestne świetnie odnajduje się w użyciu luksu wizualnego (patrz post "63) Luksus wizualny."). Dla przykładu dało się przekonać, że kupowanie Furbiego za czterysta złotych, jest tylko naiwnym nabijaniem kieszeni producenta tej zabawki. Dlatego zupełnie zrelaksowana mogłam wziąć K. na zwiedzanie sklepu zabawkowego. Oglądała i macała wszystko co chciała do woli, Furbiego też, bo był tam wystawiony. Po 5 minutach głaskania zabawa z nim zwyczajnie nudzi się. Za resztę pieniędzy komunijnych nabyła planowane od dawna klocki Lego. Tym sposobem, tego dnia miałam dziewczynkę już z głowy, bawiła się klockami. Ażeby ksiądz się nie burzył, na mszę do kościoła też dziecko zaprowadziłam.
PONIEDZIAŁEK 12.08.2013
Atrakcją
na jaką K. co roku liczy będąc u mnie na wakacjach, jest zabawa na
basenie. I tym razem nie przeliczyła się, pojechałam z nią do parku wodnego na cały dzień, od rana
do wieczora. Do pewnego momentu bycie tam traktowałam jako poświęcenie się dla dziecka, bo nie lubię moczyć się w chlorowanej wodzie, z setką innych ludzi, aż z nudów przyszło mi na myśl podjudzić młodą:
- Ale z tej zjeżdżalni to byś nie zjechała... - wskazałam na dość ostro nachyloną, niebieską rynnę, zwaną "kamikadze".
- Nieee, nigdy! - oceniła swoją odwagę K.
- A za klocki Lego jakie byś tylko chciała? - pytałam dalej.
- Też nie! - nie dała się przekupić.
- A z pomarańczowej albo czerwonej za małe klocki Lego?
- Ale naprawdę ciociu byś mi dała małe klocki? - zaciekawiła się.
- Taa... Tak, dam ci małe klocki jeśli zjedziesz.
Myślała, myślała i jednak nie zdecydowała się. K. jest trochę panikarna i strachliwa, nawet przekupstwo jej nie przekonuje.
Za to ja zjechałam. Oznajmiłam jej, że wcale nie jest strasznie a wręcz, że to FANTASTYCZNE uczucie i jeszcze raz chcę zjechać! Dziewczynka zobaczywszy, że przeżyłam i wysłuchawszy moich euforycznych wrażeń, nagle odblokowała się i ochoczo zjechała również.
- Ciociu! To jest świetne! - cała była przeszczęśliwa - Czy dostanę teraz klocki?
- Teraz? Kiedy zjechałaś po mnie? No co ty, nie liczy się.
Potem obydwie nie robiłyśmy już nic tylko zjeżdżałyśmy z pomarańczowej i czerwonej zjeżdżalni, tak nam się podobało. W międzyczasie K. powiedziała, że to jej najlepsze wakacje. Uf... udało się dziecko zadowolić.
WTOREK 13.08.2013
Ten
dzień był raczej organizacyjny niż atrakcyjny, a to dlatego, że
szykowaliśmy się do wyjazdu na Zachód, gdzie był plan zostawić K., zabrać moich rodziców i udać się w dalszą podróż na wczasy na Dolnym Śląsku. Więc prałam, prasowałam, K. rozwiązywała zadania i pisała dyktanda. Potem wpadliśmy jeszcze do Ikei po ostatnie zakupy przed urządzaniem jej pokoju (obiecany prezent komunijny) i tyle.
Następnego dnia oddałam dziecko rodzicom. Nagle zrobiło się niepokojąco spokojnie. Ucichło nieustanne świergotanie dziewczynki, skończyło skupianie na niej uwagi i troszczenie się. Powróciłam do egoistycznego życia bezdzietnej panny.
Pijemy czekoladę z widokiem na Piotrkowską. Gramy w wymyśloną grę "kto teraz". Polegała ona na zgadywaniu, kto pierwszy ukaże się w oknie - kobieta, mężczyzna, para czy grupka ludzi.
ania%
Lubię wakacje z K. :-)
Komentarze
Prześlij komentarz