Poniemiecki dom z 1825 roku, przytulony, uchroniony od ruiny przez dwoje młodych ludzi Kaję i Jakuba. Nazwali go "Dom pod sową" i dzielą się nim ze wszystkimi, którzy szukają opamiętania, mądrości prostoty i natury. Miejsce, do którego chcieliśmy z Jackiem wrócić i oto jesteśmy, jak przed rokiem.
O świcie pożegnaliśmy Mamuśkę i Tatę, którzy wrócili do domu a resztę dnia spędziliśmy zwyczajnie ciesząc się, że tu jesteśmy i planując atrakcje na jutro.
...
Gospodarze "Sowy" są niezwykle subtelni, nienarzucający się gdy nie trzeba, ale też pomocni i zatroskani o dobro gości gdy jest potrzeba. Usiadłam przed domem, na trawie pod młodym dębem opierając się o jego pień i zaczęłam czytać książkę (Dziecko Rosemary). Po jakimś czasie usłyszałam niechcące przeszkadzać:
- Przepraszam... przepraszam panią, może ja rozłożę dla pani leżak? Pani tak tu siedzi na ziemi... trzeba było powiedzieć...
Zadarłam głowę do góry, zobaczyłam panią Kaję a w jej oczach obawę, że jestem źle goszczona.
- A nie, nie... ja dziękuję pani bardzo, mi właśnie chodziło o to by siedzieć pod drzewem - uśmiechnęłam się do kobiety - to jest bardzo dobre siedzieć pod dębem.
...
Bardzo.
Po śniadaniu zaparzałam kawę i wypijałam ją siedząc przed domem.
Słuchałam i patrzyłam.
Czasami łasił się do mnie kot.
Trawa o poranku była wilgotna od rosy i miękka. Perski dywan.
Mieszkają tu również kozy. Trzy kozy.
Pierwszy łyk koziego mleka.
Komentarze
Prześlij komentarz