Powyżej fragment ogromnej fotografii
przedstawiającej z lotu ptaka współczesne centrum Mojego Miasta, z którego
zniknęły wszystkie obiekty powstałe do 1945 roku. Taka byłaby pustka. To jedna z ekspozycji wystawy "Maszyny drżące" w Atlasie Sztuki, którą pokazałam K. Druga ekspozycja składała się z rzeczonych maszyn, przykrytych płótnami. Ale to tylko iluzja, pod płótnami nie było nic - pusto, brak (wrażenie, że pod materią znajdują się urządzenia było bardzo realne). To opowieść o tym, jak pewne rzeczy mimo, że wpisane w historię i kiedyś bardzo ważne dla miasta, teraz przestają istnieć. Tak więc dzisiaj pokazałam Dziewczynce trochę sztuki.
Otrzaskałam ją z grami i hazardem.
Nie wygrała nic, ale emocji było co niemiara.
Obejrzałyśmy w kinie "Smerfy" w 3d. Biedne, skomercjalizowane niebieskie krasnoludki. Moim zdaniem pewnych bajek nie powinno się unowocześniać. Albo przynajmniej unowocześniać po wymarciu pokolenia, które te bajki pamięta w oryginalnych wersjach (pamiętam). Dziewczynce podobało się.
Żaden tam McDonald's, na obiad wybrałyśmy się ą, ę do restauracji. Jadąc na miejsce tramwajem, K. kichnęła.
- Czekaj, czekaj, czasami nie wycieraj ręki o nic - wpadłam w popłoch i nerwowo szukałam w torebce czegoś co mogłoby zastąpić chusteczkę, której nie miałam. Wyciągnęłam ulotkę z kina, na co siedzący za K., pan, zwykły, najnormalniejszy, trochę wychudzony, trochę zmęczony, zarośnięty pan, na zasiłku albo ciężko pracujący w fabryce - odezwał się:
- Proszę, proszę wziąć chusteczkę.
Wyjął z siatki wagonik z paczuszkami chusteczek, rozerwał folię i częstował mnie.
- Oooo... dziękuję... - powiedziałam i wyjęłam z paczki skromnie jedną chustkę a resztę podałam panu.
- Nie, proszę zatrzymać całą paczkę, proszę.
Drobny nic nie znaczący gest. Pomógł, choć wcale nie musiał. Tak mało ludzi ma zwyczajne odruchy uprzejmości.
A potem ściemniło się i zjawili się pogromcy ognia. Pokazywali, jak bardzo mają za nic jego zajadłe, parzące języki. Przedstawienie trwało długo, ale nie miałam serca odciągać K. od widowiska - była zachwycona. Stanęła przy dziewczynce wyglądającej na jej rówieśniczkę i z miejsca stała się jej koleżanką. Coś tam sobie opowiadały bez przerwy. No to wróciłyśmy do domu przed północą.
Wracając zrobiłam K. zdjęcie przy rosnącym pomniku miasta.
Każdego roku dodawana jest jedna płyta. Tego dnia K. sięga o tak:
Komentarze
Prześlij komentarz