Tra la, la, urlop już mam.
Czas spędzony z Dzieckiem jest dla mnie wyjątkowy przez to, że przytrafia mi się tylko raz w roku, gdy K. ma ze mną wakacje i przez to, że z beztroskiej, wchodzę w rolę odpowiedzialnej za małego człowieka. Przypominam o myciu zębów, dostarczam jedzenie, rozrywkę, przy przechodzeniu przez jezdnię trzymam za rękę, słucham o potrzebach, opowiadam o świecie, odpowiadam na pytania... To wszystko jest tak bardzo zajmujące, cały czas mam kogoś przy sobie, na uwadze i przez to moje potrzeby schodzą na dalszy plan. Czy to dlatego, że niedoświadczona w dzieciach jestem, czy wszystkie matki tak mają?
Jak K. będzie wspominała wakacje u ciotki? Dobrze jest być dobrym wspomnieniem czyjegoś dzieciństwa.
A więc dzisiaj, kiedy już pomachałyśmy babci i Małej N. na pożegnanie, zabrałam moje Dziecko na zakupy do marketu i odbierając apetyt, opowiadałam o bezwartościowej chemii i koszenili w słodyczach. Chyba kiedyś będzie miała mi za złe obrzydzanie smakołyków z dzieciństwa. Okazało się, że takie informacje o łakociach były dla niej nowością. Dotąd słodycze uważała za bezsprzeczne dobro objawione. Zaczęła czytać skład na opakowaniach cukierków i wyglądała na przejętą. I dobrze, bo dlaczego za edukatora ma mieć tylko reklamy pierdzące o bezgranicznym szczęściu płynącym z jedzenia batoników, zamiast być uświadomioną z czym NAPRAWDĘ ma do czynienia?
Zerwała się ulewa i ociągałyśmy się z powrotem do domu. Wieczorny deszcz był chłodny, nieprzyjemny. Długo czekałyśmy w przejściu podziemnym na wypogodzenie się, aż znudziło mi się i zdecydowałam iść w deszczu. Skulona dziewczynka kroczyła przy mnie moknąc ale wyglądała na całkiem zadowoloną z sytuacji (gorzej będzie gdy się przeziębi). Mijani rykszarze zaczepili nas:
- Może podwieźć?
- Nie, dziękujemy! - odkrzyknęłam przez ramię.
Po kilku susach dalej, K.:
- Ale ciociu, jedźmy rykszą, mniej zmokniemy...
- Nie mam gotówki żeby zapłacić.
- Ja mam pieniądze, może starczy?
Miała siedem złotych, brakowało trzech, sprawdziłam, znalazłam tyle u siebie, wróciłyśmy do chłopaków.
- Jeździcie w taki deszcz? - zagaiłam.
- Klient nasz pan, jeździmy w każdą pogodę - odpowiedział rykszarz.
Naprawdę... dzielne chłopaki. Zostałyśmy szczęśliwie podwiezione na miejsce.
Po wejściu do mieszkania, K. cała w emocjach zapytała Jacka, czy wie o czerwonych robaczkach w jedzeniu, opowiadała jak przez deszcz byłyśmy uwięzione w obskurnym przejściu podziemnym, jak japonek obtarł jej palec u stopy i ciotka z braku innego, zrobiła jej opatrunek z kawałka reklamówki od zakupów, jak biegłyśmy w ulewie a potem, że wydała całe oszczędności na rikszę.
Kogo są nudne warzywka i bułka z wędliną? Ciotki.
Co K. wybrała z menu na śniadanie?
To, co dla każdego dziecka zawiera magiczne słowa:
croissant, nutella, bita śmietana.
ania%
Nie przeziębiła się.
Komentarze
Prześlij komentarz