Nie jestem osobą często wspierającą osoby proszące o pieniądze na ulicy. Większość z nich nie wzbudza mojego zaufania, albo nie chcę składać się na ich alkoholizm, albo po prostu nie podoba mi się ich granie na gitarze. W okresie letnim, w drodze z pracy często mijam faceta na wózku inwalidzkim, który uderza w bębenek bez żadnego planu, tak strasznie nijak i prosi o datek. Jestem okrutna, bo myślę: "hej, gościu, skoro już spotkało cię nieszczęście i spędzasz długie godziny na żebraniu, masz czas by nauczyć się JAKOŚ grać na tym instrumencie. Pokaż coś konkretnego, wysil się, zadziw mnie, ZASŁUŻ na tego grosza, idziesz na łatwiznę polegając tylko na współczuciu z powodu swojego przykucia do wózka".
...
...
Zdarzyło mi się, że przy drzwiach sklepu zaczepiła mnie staruszka, prosząc bym kupiła coś od niej, bo nie ma na jedzenie. Wyglądała schludnie, miała twarz, którą określam jako "szlachetną", w głosie rozpacz. Wyciągnęła z siatki kilka długopisów z adresem Starostwa Powiatowego w Suchej Beskidzkiej, otwieracz z jakimś logo, papeterię. Wzięłam długopis, podałam jej 20 złotych, podziękowałam i skierowałam się do sklepu.
- Zaraz, wydam pani resztę - zatrzymała mnie.
- Dziękuję, nie trzeba - odpowiedziałam.
Po wyjściu z zakupami starsza pani znowu mówiła do mnie o reszcie. Odmówiłam, złapałam ją za rękę - zdrowia życzę - powiedziałam i poszłam. Jeszcze za plecami słyszałam:
- Dziękuję pani, bardzo dziękuję...
Wdzięczność jaką okazała (ile teraz dzieciaki dostają kieszonkowego?), dotknęła mnie, speszyła - co najmniej jakbym ją całą obsypała złotem. 20 złotych... tak mało, a tak dużo.
ania%
Oby Wam nigdy nie zabrakło.
Komentarze
Prześlij komentarz