Podróż
męczy, więc zrobiliśmy sobie przerwę na odpoczynek i posiłek, niestety w makdonaldzie. Tak to już jest, że czasami trzeba dokonywać złych wyborów. Wieki temu chwaliłam się, że chadzam pod "złote łuki" na śniadania -->KLIK<-- ale to było zanim dowiedziałam się, że oni wszystko bez wyjątku mają z głębokiego mrożenia, nawet jabłka dla dzieci! Takie rzeczy w krainie jabłkami płynącej... a tfu.
męczy, więc zrobiliśmy sobie przerwę na odpoczynek i posiłek, niestety w makdonaldzie. Tak to już jest, że czasami trzeba dokonywać złych wyborów. Wieki temu chwaliłam się, że chadzam pod "złote łuki" na śniadania -->KLIK<-- ale to było zanim dowiedziałam się, że oni wszystko bez wyjątku mają z głębokiego mrożenia, nawet jabłka dla dzieci! Takie rzeczy w krainie jabłkami płynącej... a tfu.
Więc świadomi swojej hipokryzji, siedzieliśmy w zatłoczonym maku napychając żołądki. Za oszklonymi ścianami rozciągał się piękny panoramiczny widok na dramatyczną scenę burzy. Niebo tak poszarzało, że rozświetliły się uliczne latarnie, mimo, że do zmierzchu było jeszcze daleko. Błyskawice błyskały, deszcz zacinał i zerwał się mocny wiatr. Flagi reklamujące bar łopotały jak wściekłe.
Zaczęłam zastanawiać się, co byśmy zrobili, gdyby nadciągnęło tornado. Rozglądając się wokół za ratunkiem uświadomiłam sobie, że stoliki przykręcone są do podłogi śrubami. Gdyby trzymać się ich kurczowo, może by nas bydle nie porwało. Jeden pożytek z jedzenia w tym miejscu jest - szansa przeżycia podczas przejścia trąby powietrznej.
Zaczęłam zastanawiać się, co byśmy zrobili, gdyby nadciągnęło tornado. Rozglądając się wokół za ratunkiem uświadomiłam sobie, że stoliki przykręcone są do podłogi śrubami. Gdyby trzymać się ich kurczowo, może by nas bydle nie porwało. Jeden pożytek z jedzenia w tym miejscu jest - szansa przeżycia podczas przejścia trąby powietrznej.
Brzozowe Wzgórze
okazało się piękniejsze niż na zdjęciach a postawiony na nim dom z bali, potężniejszy niż go sobie wyobrażaliśmy. Gospodarze przywitali nas z otwartością i nieprzeciętną gościnnością. Wspólnie zasiedliśmy na tarasie, przy masywnym drewnianym stole, z widokiem na las, staw i brzozy. Zostaliśmy poczęstowani kawką i pyszną domową naleweczką z dzikiego bzu i limonki. W międzyczasie zjawili się dawni goście tego miejsca, przejeżdżali niedaleko i jak mówili, nie wyobrażali sobie nie wstąpić tu przy okazji. Skoro tak, znaczy, że to miejsce przyciąga. Nie dziwi mnie to, ja już jestem urzeczona. Tu jest pięknie, ustronnie, jak okiem sięgnąć lasy przeplatają się z polami, łąkami, nie widać innych domów, no i gospodarze hodują konie a to jest taki wabik na mnie, któremu się nie opieram. Nie mogę doczekać się jutra.
Komentarze
Prześlij komentarz