Zaczęło się bolesławieckie święto ceramiki i potrwa do niedzieli. Bolesławiec kamionkowymi naczyniami stoi i to już od średniowiecza. Jego wyroby są uznane i rozchwytywane międzynarodowo. W firmowym sklepie, do którego co roku jeździmy z Jackiem na zakupy, słyszymy różne języki świata, bardzo dużo niemieckiego, a dziś spotkaliśmy grupę Japończyków z koszami wypakowanymi po brzegi towarem. Kiedy trwają dni ceramiki, rynek miasta wypełniony jest dziesiątkami straganików oferujących wszystko co można stworzyć z gliny od naczyń, biżuterii, figurek po guziki.
Tam też, na rynek, wybraliśmy się na dzisiejszy obiad do nieprzypadkowo wybranej restauracji "Pod złotym aniołem". Jako że jestem fanką Magdy Gessler, a jest to miejsce po jej "Kuchennych rewolucjach", musiałam do niego zajrzeć. Nie żałuję. Zamoówiłam "Śląskie Niebo", były to pampuchy pływające w białym sosie okraszonym ziarnkami kminku, z dodatkiem suszonych śliwek, moreli, grzybów, kawałków gruszki i cienkimi plastrami mięsa schabowego. Feria smaków znakomicie współgrających, uszczęśliwiające jedzenie. Chcę tu wracać.
Myśląc Bolesławiec, przychodzi mi na myśl jeszcze jedno, piękny wiadukt kolejowy nad rzeką Bóbr, który istnieje od 1846 roku. Potężny, długi na prawie pół kilometra (490 m), calutki z jasnego kamienia. Niedawno, przeszedłszy kapitalny remont, zyskał oświetlenie i dobrze, bo trzeba się nim chwalić we dnie i w nocy, zasługuje na to.
Wystawa naczyń na terenie bolesławieckiej fabryki ceramiki.
"Sląskie Niebo" fotogeniczne nie jest ale smakuje rewelacyjnie.
Wiekowy wiadukt w Bolesławcu nad rzeką Bóbr.
Komentarze
Prześlij komentarz