Siedząc na wygodnej dwuosobowej sofie można oglądać film sam na sam z osobą towarzyszącą, bez skrępowania wymieniać się wrażeniami podczas trwania seansu (bez skrępowania bo nie ma nikogo innego, komu by mogło to przeszkadzać), a jeśli ma się ochotę, to można sobie nawet pstryknąć focie na tle wielkiego ekranu. Nie... nie trzeba być VIP-em, wynajmować kina, mieć znajomości. Nie trzeba nawet płacić - wystarczy udać się do Atlasa Sztuki w moim Wielkim Mieście.
Tam z Jackiem obejrzeliśmy film Karoliny Breguły "Fire-Followers", który jest częścią wystawy "Centrum wszystkiego". Była to spontaniczna decyzja więc byliśmy zupełnie nieprzygotowani na to co zobaczymy. Oglądając zastanawialiśmy się głośno - czy to jest dokument, czy ci ludzie to aktorzy, czy naturszczyki, po co budują domy z drewna? itp.
Dopiero teraz, późnym wieczorem zabrałam się za czytanie gazetki, którą wzięłam z wystawy i wszystko się wydało. Polecam obejrzeć "Fire-Followers" bez przygotowania, mieć własne odkrycia, podejrzenia, a potem zapoznać się z treścią gazetki i doznać efektu olśnienia. Może kolejnym krokiem będzie udanie się na ten film po raz drugi z pełną świadomością jego podstępów?
Twórczyni owego eksperymentu z widzem przewiduje:
"Spodziewam się, że jedni będą znudzeni wychodzili z kina, narzekając, że film jest za długi i niezrozumiały, a inni podejmą wyzwanie do współtworzenia znaczeń. Mam nadzieję, że tych pierwszych będzie niewielu, ponieważ film ma tę sympatyczną właściwość, że jest poważny, a jednocześnie to jednak rozrywka".
ania%
Na przykład zwróciłam uwagę na gwizdek zawieszony na szyi u jednego z bohaterów filmu. Przeczytałam w gazetce, że gwizdków było dużo więcej, a miały one znaczenie w finałowej scenie. To niesamowite jak szczegóły umykają uwadze.
Komentarze
Prześlij komentarz